Cel musi być prosty. "To jak zbieranie jagód"
Początek stycznia to moment, w którym zaczynamy gorliwie realizować noworoczne postanowienia, skupiając się na szybkim sukcesie. Niestety obok ambitnych planów szybko pojawia się coraz więcej wymówek, a cel, który sobie wyznaczyliśmy, pozostaje niespełnionym marzeniem.
Katarzyna Prus, dziennikarka WP: Dlaczego tak się dzieje i jak może pomóc metoda małych kroków?
Dr Ewa Jarczewska-Gerc, psycholożka, która zajmuje się problematyką motywacji, emocji, stresu i zdrowego stylu życia: Dążenie do wyznaczonego celu nie jest łatwe, wymaga planu i przygotowania. Jeśli chcemy wprowadzić w życie poważną zmianę, nie możemy działać chaotycznie i musimy mieć świadomość, że to nie stanie się z dnia na dzień.
Niestety wiele osób myli wynik z działaniem, które prowadzi do jego osiągnięcia. To dwie różne rzeczy, które dzieli przepaść motywacyjna. Tak bardzo chcemy i marzymy o czymś, że kierujemy pozytywne emocje z tym związane, na drogę, która do tego prowadzi. Utożsamiamy ją z czymś przyjemnym, atrakcyjnym i bajecznie prostym.
Tymczasem w praktyce najczęściej nie jest ona ani przyjemna, ani łatwa, wymaga poświęceń, wyrzeczeń, determinacji w pokonywaniu problemów, które towarzyszą dążeniu do celu. Skupiając się jednak na wyniku, w ogóle o tym nie myślimy. W rezultacie zaczynamy odpuszczać, bo nie wytrzymujemy zderzenia z rzeczywistością.
Procesy psychologiczne, które odpowiadają za dążenie do celu, są całkiem inne, niż te, które wiążą się z wyobrażeniem już osiągniętego wyniku, efektu. Warto zdać sobie z tego sprawę i świadomie oddzielać. To będzie pierwszy krok, który przybliży nas do sukcesu.
Czyli musimy otwarcie przyznać, że łatwo nie będzie. A jeśli już sama myśl o trudnościach odbiera nam chęci do działania?
Chęci to kolejna rzecz, do której przywiązujemy zbyt dużą wagę i uzależniamy od niej osiągnięcie celu. Panuje powszechne przekonanie, że to warunek konieczny. Tymczasem to mit, który nam to utrudnia lub wręcz uniemożliwia. Oczywiście bardzo dobrze, jeśli są chęci, bo dzięki nim mamy dodatkową motywację. Pamiętajmy jednak, że możemy działać efektywnie również bez nich.
Warto przestawić myślenie z "nie mam do tego chęci" na "zrobię coś bez chęci". Postawmy na konkretne, realne działanie, a nie zastanawianie się nad chęciami. Szybko przekonamy się, że jest to wykonalne.
Brzmi świetnie, tylko jak się za to zabrać?
Jeśli myślimy o poważnej zmianie dotyczącej np. nawyków żywieniowych, rzuceniu palenia czy regularnej aktywności fizycznej, potrzebujemy przede wszystkim dobrego planu. Brak planu to - już na starcie - planowanie niepowodzenia. Tu nie ma miejsca na spontaniczność. Potrzebujemy scenariusza, który krok po kroku, jasno określając kolejne etapy, pomoże nam osiągnąć cel. Musimy też od razu przewidywać wyjścia awaryjne, w razie, jeśli jakieś działanie się nie sprawdzi. Problemy na pewno się pojawią, nie oszukujmy się, że będzie inaczej. Wyobrażenie sobie działania, które prowadzi do celu to klucz do sukcesu. To sygnał dla naszego ciała, że będzie musiało się przygotować na wysiłek - fizyczny bądź intelektualny.
Warto prowadzić realną listę zadań spisaną w telefonie czy kalendarzu i odhaczać kolejne zrealizowane etapy, przewidziane np. na konkretny tydzień. To też motywuje.
Czym powinniśmy się kierować, wyznaczając sobie kolejne działania w takim scenariuszu?
Cele, które sobie stawiamy, nie powinny być zbyt ambitne i przytłaczające. Z drugiej jednak strony nie powinny być też zbyt trywialne - bo mogą nam nie dać motywacyjnego "kopa", który jest niezbędny do działania. Pamiętajmy, że w dążeniu do celu potrzebujemy stresu zadaniowego, a nie relaksacji. Jeśli więc zadanie będzie za mało wymagające, możemy uznać, że nie ma sensu w ogóle się za nie zabierać.
Warto mieć poważne długoterminowe plany, ale w ich ramach trzeba wyznaczać mniejsze zadania, które jesteśmy w stanie po kolei realizować. Każde z tych zadań też jest celem i kolejnym krokiem do sukcesu. Kluczowa jest umiejętność "przechodzenia" z ogólnego celu na konkretne zadania i postrzeganie ich jako elementów składających się na sukces, do którego dążymy. W ten sposób zyskują konkretny sens. Dobrze obrazuje to metafora zbierania jagód. Jeśli ktoś nam każe zebrać całe wiadro, nie zrażajmy się tym, że pierwszą jagodę trudno będzie w ogóle dostrzec na dnie. Zbierzmy całą garść i dopiero wrzućmy do wiadra. Okaże się, że zapełniliśmy całe dno, a nazbieranie całości zaczyna być bardziej realne. Tak samo jest z małymi zadaniami, oceniajmy je w kontekście pierwszego małego kroku, do którego razem doprowadziły.
Czy za pokonanie kolejnych małych kroków powinniśmy się nagradzać?
Możemy się nagradzać, ale nagrody nie powinny stać się źródłem motywacji do działania. Wbrew pozorom to może nas tylko oddalić od celu. Źródłem motywacji powinna być regularność i systematyczność postrzegane jako klucz do pokonania wewnętrznych słabości, barier i zbudowania poczucia własnej skuteczności. To lepsza i trwalsza nagroda niż wszystkie po drodze dające złudne i nietrwałe przekonanie o sukcesie.
W ten sposób często dorośli zabijają wewnętrzną motywację dzieci np. do nauki. Stosując system "kupię ci komputer za dobre stopnie" sprawi, że dziecko będzie myślało wyłącznie o gratyfikacji, a nie zdobywaniu wiedzy i kształceniu. Tak samo jest z noworocznymi postanowieniami: jeśli będziemy się np. nagradzać nowymi modnymi butami do biegania za pokonanie konkretnych kilometrów, to będziemy ćwiczyć tylko z myślą o nagrodzie, zapominając o najważniejszych korzyściach, jakie płyną ze zdrowego trybu życia. Może przyjść moment, że kupimy buty i przestaniemy biegać, bo wystarczy nam ich atrakcyjny widok na półce.
Pamiętajmy, że nagrody zewnętrzne działają tylko przez chwilę. Odciągają nas od wartości samego działania, które prowadzi do wewnętrznej zmiany i jest największą nagrodą.