Pacjent podczas reanimacji© Getty Images, | ER Productions Limited

Zawał to czas. "Organizm sygnalizuje, że dzieje się coś poważnego"

Katarzyna Prus
Katarzyna Prus
4 maja 2023

- Dla 28-latka zawał był szokiem. Przez kilka godzin nie dzwonił po pomoc, bo sądził, że ból w klatce piersiowej po prostu przejdzie. Na izbie przyjęć też początkowo diagnozowano go w innym kierunku, bo trudno było uwierzyć, że młody wysportowany mężczyzna ma zawał - wspomina jednego z najmłodszych pacjentów dr hab. n. med. Michał Hawranek ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu.

"Efekt domina"

Polska od lat jest jednym z liderów interwencyjnego leczenia zawału serca. Mimo to nadal 1-2 na 10 pacjentów po zawale umiera w ciągu roku. Wielu chorych nie zdąży nawet dotrzeć do szpitala.

Na dodatek zawał coraz częściej bierze sobie za cel młodych ludzi. Rocznie w Polsce rozpoznaje się około 75 tysięcy zawałów serca, z czego 10-15 proc. to pacjenci poniżej 45. roku życia.

- Zapadalność na zawały jest znacznie wyższa w krajach rozwiniętych, w tym w Polsce, niż rozwijających się. Ma to związek ze współczesnym stylem życia i wynikającą z tego szkodliwą dietą, brakiem aktywności fizycznej, używkami oraz stresem. Te czynniki mają wpływ na wysoki poziom cholesterolu, glikemii i nadciśnienie tętnicze - zwraca uwagę dr hab. n. med. Michał Hawranek, kardiolog ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu.

- Konsekwencją są choroby cywilizacyjne, takie jak miażdżyca, nadciśnienie czy otyłość. Ich "naturalnym" skutkiem może być choroba wieńcowa, która jest podłożem zawału. To efekt domina - dodaje lekarz.

Dlaczego zawał jest tak trudnym przeciwnikiem?

- W leczeniu zawałów najważniejszy jest czas. To, jak szybko wdrożymy leczenie, zależy od trzech składowych – pacjenta, reakcji systemu na zgłoszenie oraz transportu do miejsca, w którym może otrzymać pomoc. W dwóch ostatnich nie ma właściwie miejsca na poprawę, bo czas do reakcji zespołów ratownictwa medycznego oraz transportu do ośrodka terapeutycznego jest jednym z najkrótszych w Europie - podkreśla kardiolog.

Zabieg ratujący życie
Zabieg ratujący życie © Getty Images | Gorodenkoff Productions OU

Dodaje, że karetka przyjeżdża do pacjenta z zawałem w ciągu maksymalnie 20-30 minut, a w Polsce działa ponad 160 pracowni kardiologii interwencyjnej.

Każda minuta na wagę złota

- Nie mamy jednak szansy, by skutecznie leczyć, jeśli na starcie czasu będzie za mało. Dlatego kluczowy jest pacjent i jego reakcja na objawy. I tu pojawia się pierwszy poważny problem, bo świadomość w tym zakresie nadal nie jest zadowalająca. Dlatego konieczne są kampanie społeczne, takie jak ta prowadzona przez prof. Mariusza Gąsiora "Zawał serca – czas to życie" - zwraca uwagę kardiolog.

Sytuację pogarsza fakt, że objawy nie zawsze są typowe i pacjent nie od razu kojarzy je z zawałem. To mogą być problemy gastryczne czy nagła duszność.

- U większości występuje gniotący silny ból w klatce piersiowej. Pacjenci często opisują go zaciskając pięść i zbliżając ją w okolice mostka. Sposób, w jaki to robią, pokazuje wyraźnie, jak silny jest ten ból i że wiąże się z lękiem. Organizm sygnalizuje nam w ten sposób, że dzieje się coś poważnego. Nie wolno tego lekceważyć - zaznacza dr Hawranek.

U wielu pacjentów taki lęk sprawia, że od razu dzwonią po pomoc. U innych działa odwrotnie: próbują to "przeczekać" nie mając świadomości, że każda minuta jest na wagę złota.

Dlaczego czas jest tak istotny?

Jeśli w tętnicy wieńcowej dochodzi do zatoru i do mięśnia sercowego nie dopływa krew, musimy działać błyskawicznie, by uszkodzenie spowodowane martwicą było jak najmniejsze.

Dr hab. n. med. Michał Hawranek

- Jeśli w tętnicy wieńcowej dochodzi do zatoru i do mięśnia sercowego nie dopływa krew, musimy działać błyskawicznie. Nie da się zatrzymać obumierania mięśnia, czyli martwicy, która zaczyna się już po około 20 minutach. Dlatego leczenie trzeba rozpocząć jak najszybciej, by uszkodzenie spowodowane martwicą było jak najmniejsze - tłumaczy lekarz.

Bezbronni wobec zawału

Co ciekawe, ryzyko ciężkiego przebiegu zawału i powikłań wcale nie dotyczy tylko osób starszych. Bywa wręcz wyższe u młodych pacjentów ze względu na brak naturalnego mechanizmu obronnego organizmu, jakim jest krążenie oboczne.

Z wiekiem serce zaczyna reagować na zwężanie naczyń wieńcowych i wytwarza nowe, które tworzą sieć krążenia obocznego. Krew jednocześnie płynie wówczas głównym naczyniem do serca oraz dociera do niego poprzez krążenie oboczne. Zdarza się, że starsze osoby mogą przejść jeden lub dwa zawały bez większych konsekwencji. Młodzi ludzie są często bezbronni wobec uszkodzeń serca, jakie powoduje zawał.

- Ponadto kompletnie nie spodziewają się zawału, w związku z czym nie od razu wzywają pomoc. Często to ich pierwsza poważna choroba, ale jej przebieg może być dramatyczny, bo nie jesteśmy w stanie udzielić pomocy tak szybko, jak powinniśmy - dodaje lekarz.

Tymczasem młodych osób z zawałem przybywa coraz szybciej, a choroba atakuje nawet przed 30. rokiem życia. Bardzo często dochodzi do tego w najmniej spodziewanym momencie np. na siłowni.

- Pamiętam 28-letniego pacjenta, dla którego zawał był szokiem. Nie brał go w ogóle pod uwagę i przez kilka godzin nie dzwonił po pomoc, bo sądził, że ból w klatce piersiowej po prostu przejdzie. Na izbie przyjęć też początkowo diagnozowano go w innym kierunku, bo trudno było uwierzyć, że młody, wysportowany mężczyzna ma zawał - zaznacza dr Hawranek.

W efekcie leczenie zaczęło się dopiero po 10 godzinach, co zwiększa ryzyko śmierci. Na szczęście udało się go uratować.

- Innego 24-letniego pacjenta, zawał zaskoczył na wakacjach. W jego przypadku konieczne było wszczepienie by-passów. Okazało się, że jego naczynia były w takim stanie jak u 80-latka. Przyczyną była hipercholesterolemia rodzinna. Świadomość tego problemu nie jest niestety powszechna. A w tym przypadku miażdżyca może pojawić się nawet o trzy dekady szybciej, dlatego do zawału dochodzi w tak młodym wieku - podkreśla dr Hawranek.

Mamy przypadki pacjentów, którzy mieli kolejne zawały i nie zrobili nic, by im zapobiec. Nie działają na nich żadne argumenty.

Dr hab. n. med. Michał Hawranek

Mimo dramatycznych sytuacji do jakich prowadzi zawał, chorzy często go bagatelizują. - Jest grupa pacjentów, dla których jest to ogromny wstrząs i od razu próbują zmienić styl życia. Rzadko mają pretensje do systemu, raczej widzą problem w sobie. Są jednak tacy, na których nie działają żadne argumenty. Mamy przypadki pacjentów, którzy mieli kolejne zawały i nie zrobili nic, by im zapobiec - przyznaje dr Hawranek.

- Tymczasem z każdym kolejnym zawałem, ryzyko powikłań i śmierci jest coraz większe. Zdarza się, że jedyną reakcją pacjenta jest "tak miało być". Jest to szczególnie charakterystyczne dla konkretnych regionów Polski, np. w górach. Tam częściej lekceważy się choroby, bo dominuje przekonanie o odporności organizmu. Jest też inne podejście do śmierci - dodaje lekarz.

Nieco gorszy dostęp do opieki medycznej na tzw. ścianie wschodniej również nie sprzyja budowaniu świadomości zagrożenia. Tymczasem bez jej zwiększenia, mimo stałego postępu w kardiologii, lekarze mają ograniczone możliwości.

Złota godzina

Jak przebiega leczenie zawału? - Na udrożnienie tętnicy mamy tzw. złotą godzinę, licząc czas od przyjazdu karetki do pacjenta i przewiezienia go do szpitala. Podstawowym badaniem jest EKG, po którym rozpoznajemy typ zawału - z uniesieniem odcinka ST lub bez uniesienia odcinka ST. W obu dochodzi do martwicy, więc konieczne jest interwencyjne leczenie - wyjaśnia lekarz.

- Po wykonaniu koronarografii, która pozwala na zobrazowanie stanu naczyń i zlokalizowania miejsca odpowiedzialnego za zawał, zaczynamy mechaniczne udrożnienie tętnicy za pomocą cewnika o grubości kilku milimetrów i metalowego prowadnika, który wprowadzamy do naczynia, a następnie je poszerzamy, zakładając tam stent - wyjaśnia dr Hawranek.

Aktualnie najbezpieczniejszym miejscem wprowadzenia cewnika jest tętnica promieniowa (nakłucie w okolicach nadgarstka). Wcześniej odbywało się to przez tętnicę udową, ale niosło ze sobą ryzyko większych powikłań, przede wszystkim krwawień podczas zabiegu, bo tętnica udowa jest znacznie większa.

Zawał na ulicy
Zawał na ulicy© Getty Images, | JohnŽr Images/Jens Lindström

Osobnym i równie poważnym problemem są zawały, które prowadzą do utraty przytomności. - Tu kluczowa jest pomoc z zewnątrz, na którą są dokładnie cztery minuty. Po tym czasie kończą się zapasy tlenu w mózgu i zaczyna on obumierać. Do takiej sytuacji może dojść nagle, np. kiedy idziemy ulicą czy siedzimy na ławce. Dlatego zawsze należy reagować, a nie omijać bo "to na pewno pijany" - zaznacza dr Hawranek.

- Kiedy spojrzymy na statystyki, widzimy skalę dramatu. W Polsce w takich przypadkach umiera 9 na 10 pacjentów. W Czechach przeżywalność jest na poziomie ok. 30 - 40 proc. Tam osobom leżącym na ulicy pomaga się natychmiast i to przynosi efekty - podkreśla kardiolog.

Źródło artykułu:WP abcZdrowie